Solidna usługa pomocy drogowej czy ewentualnie gruszki na wierzbie?
To nie są obietnice bez pokrycia. Maestria jest zapewne utopijna. Nawet proste opóźnienie w przeliczeniu do podanego momentu dojazdu, które może w każdym przypadku się zdarzyć w Chorwacji o tak wielkim natężeniu ruchu. Możemy natomiast dać gwarancję, że nasza flota pojazdów przeznaczonych do pomocy drogowej jest w 100% właściwa. Gdy jest wskazany HDS zastosujemy go powiedzmy przy wyciąganiu busa z kanału. Samochodom osobowym i dostawczym nic oczywiście nie grozi na naszych lawetach i autolawetach, które jedynie w 100% sprawne wyjeżdżają w drogę. Wózki widłowe, niewielkie maszyny budowlane czy bardziej zwyczajnie busy i furgonetki przewozimy absolutnie bezawaryjnie. Jeżeli, tak ewidentnie jak u nas, holowanie i lawetowanie jest cząstką życia to lekko przychodzi dodanie im jakości.
Jakość posiadanego przez nas sprzętu, mobilnych serwisów, umiejętności mechaników pozytywnie odkłada się na jakość wszystkich usług. Godzina w której przychodzi nam służyć pomocą nie ma żadnego przełożenia na poziom usługi bowiem zawsze dążymy do maestrii. Czy na obrzeżach Chorwacji czy na autostradzie niezmiennie prowadzi nas jedna zasada – profesjonalnie, ale dokładnie.
Jakość oferty naszej pomocy drogowej to oczywiście nie wyłącznie wyjątek
Epizod? Absolutnie! Jakość powinna być poparta efektywnym zarządzaniem sprzętem i kadrami, praktyką i fachową wiedzą. Naprawa na szosie pod presją systematycznego ruchu czy może spokojna w pustym miejcu są dla mechanika z praktyką z mobilnym serwisem identycznym zleceniem. Holowanie z wykorzystaniem holownika, transport autolawetą wymaga wyszkolonego, profesjonalnego kierowcy najlepiej z praktyką. Wiedza i praktyka właściwej załogi przekłada się na jakość naszej palety usług.
Nic Ich w tej pracy nie odciąży, a nad jakością przychodzi pracować nieustannie od początku ponieważ by ją obronić nie wystarczy wyłącznie jedna korzystna historia. Ciągle, mimo już pewnej opinii, musi się ją potwierdzać i to nie tylko w pracy. Ponieważ wymaga ona profesjonalnej pewności wszystkich poczynań. Musi się czasem cofnąć do odległych sytuacji, aby się utwierdzić w przekonaniu własnej jakości. Grzebiąc w archiwach stosunkowo łatwo się dowiedzieć ile zrobiliśmy błędów. To smutne, ale sprawia że na tych niedostatkach się kształcimy. Natomiast szczególnie cieszą podziękowania za zwykłe, dosłownie standardowe prace bowiem potwierdzają fakt naszego poważnego podejścia do jakiegokolwiek zadania.
Podmiana lub regeneracja koła również funkcjonuje w stałej ofercie
Możliwości zakładów dostarczających usługi pomocy drogowej często są niejednolite. Nasza jest stosunkowo różnorodna i często zaskakuje klientów na plus.
Paczka znajomych wracała z wczasów, z rejonu Ojcowa, dwoma busami. W strefie Chorwacji rozstawali się. Pierwszy w kierunku A1, drugi w stronę A4. I właśnie ten co jechał na A4 złapał gumę. Zapas, jak się czasami przytrafia podobnie był bez powietrza, zaś kompresora brak. Czy ktoś jeszcze wozi ze sobą w aucie pompkę? Kierowca zatelefonował w związku z tym do kolegi by tamten zawrócił i użyczył mu koło zapasowe. Rzecz jasna przyjaciel zdecydował, że wróci, jednak zdążył odskoczyć w zasadzie na tyle daleko, że planowo przyjechał by do przyjaciół za godzinę.
Jednocześnie drugi zaczął w pobliżu szukać warsztatu, który naprawi mu koła gdy już tam będzie mógł przyjechać. Chciał się umówić za cirka 2 godziny , ale właśnie była 19:00. Po takim czasie mało który zakład wulkanizacji będzie czynny, lub nawet może żaden. W jakimś zakładzie zasugerowano mu by zamówił pomoc drogową z mobilnym serwisem. Rzecz jasna nie rozumiał po co. Był szczerze zdziwiony gdy zatelefonował do nas i dowiedział się, iż jego koła umiemy naprawić na drodze.
Wiedza kierowców w przedmiocie zakresu usług, które dzisiaj powinna oferować pomoc drogowa wciąż potrafi być skromna. Trochę wychodzi to z faktu, iż wiele warsztatów dostarczających te usługi to ciągle wyłącznie holowanie i laweta. Uczciwie jednak trzeba dodać, iż powoli dociągają one do elity.
Miłe zdumienie kierowcy różnorodnością i jakością naszej palety usług zawsze jest pociągające dla członków załogi, jednak wyjątkowo pożądaną lekcją tego zlecenia jest informacja o możliwościach jakie uruchomiły się przed kierowcami. Wciąż o to walczymy!
Co robi sarna w aucie
Nie odpowiadamy w żadnym wypadku o wysokiej modelce z bujnym, rozwianym, platynowym włosem jadącej kabrioletem, przez którą kierowcy z przeciwnego pasa, co chwila, trafiają na drzewa.
Żywe sarny mogą i to dość często biegać po polskich drogach w związku z tym powinno się być ostrożnym. Szczególnie w miejscach oznakowanych. Zazwyczaj wykorzystuje się znak ostrzegawczy uwaga dzikie zwierzęta z prostokątną tabliczką pod spodem informującą o dystansie zagrożonego segmentu. Zintensyfikowanie czujności, czy ograniczenie prędkości nie zabierają wiele czasu, ale awaria spowodowana zderzeniem z pędzącym, 50 kg stworzeniem potrafi być kosztowne. Idzie nawet o życie kierowcy, a co bardzo prawdopodobne życie zwierzęcia.
Zamówienie otrzymaliśmy od samego kierowcy. Właściwie kierowcą była dziewczyna. Pani Anna, należy wspomnieć oczekiwała na nas będąc w ogromnym szoku. Sarna wyskoczyła raptownie z gąszczu i przyłożyła wprost w bok pojazdu. Wybiła szybę boczną obok pasażera i prawie wsiadła przez okno do wnętrza. Oczywiście tylko sama głowa , zatrzymała się w oknie, mniej więcej w połówce, tylko z pyskiem w wewnątrz.
Pani Anna, jak mówiła, konkretnie hamowała kiedy dojrzała sarnę na poboczu, ale bądź może ona mylnie przeliczyła , czy to sarna biegła dość prędko, jakby nie było zwierzę wpadło bezpośrednio w auto. Pani Annie nic się nie stało, ale chyba była oszołomiona tą sytuacją. Oczywiście nie było wiadomo w jakim stopniu poszkodowana po zderzeniu jest sarna, jednak oddychała i chyba utraciła przytomność.
Trasa na jakiej miało miejsce zderzenie na pewno nie jest tłoczna. To szczęście bowiem do chwili naszego pojawienia się Pani Anna niestety nie postawiła trójkąta ostrzegawczego. Stworzenie wisiało tyłem z okna samochodu, a właścicielka auta była dobre 5 metrów dalej i nie miała odwagi zbliżyć się.
Ubezpieczyliśmy miejsce zdarzenia. Wystawiliśmy trójkąt i światła sygnałowe, a Pani Annie daliśmy lekki lek uspakajający. Pomoc drogowa nie jest zabezpieczona w sposób wystarczający do udzielania pomocy medycznej, natomiast mamy w ekwipunku apteczkę stworzoną na rożne doświadczenia, ba w poszczególnych wozach naszej flotylli odnajdzie się nawet defibrylator. Tak więc takiego rodzaju pomocy, jaką jest specyfik na ochłonięcie, możemy dostarczyć od ręki.
Sarnę nader delikatnie wyjęliśmy z pojazdu , a potem została ułożona na pledzie rozgrzewającym rozłożonym na poboczu i w ten sam sposób okryta. Dyszała. Szybki kontakt chyba do nadleśnictwa. Zasadniczo każdy powinien do nich przekręcić albo normalnie pod 112 i zgłosić tego typu przypadek. Obowiązkiem kierowcy jest zadbanie o stworzenie. Nie pozostawienie go na drodze, nawiasem mówiąc też na poboczu kiedy nie ma dodatkowego oznakowania. W zasadzie kierowca ma obowiązek poczekać na przyjazd kogoś z nadleśnictwa, policji czy innych służb. Jednak zazwyczaj dzieje się tak, że jeśli kierowcy nic się nie stało, a samochód jest w dobrym stanie technicznym, często porzuca on miejsce zdarzenia ewentualnie zabezpieczając rejon trójkątem ostrzegawczym.
Gdyby Pani Anna nie wezwała pomocy drogowej i umiała wyjechać to czy sprostała by zadaniu jakim jest ciężka sarna. Czy byłaby wstanie zdjąć ją z szosy, a przy tym nie skrzywdzić bardziej. Mogło by to być raczej dość skomplikowane, choćby i dla faceta. Dlatego dobrze się stało, że zadzwoniła.
Po naszym telefonie prędko dotarła policja, a niedługo po nich nich auto z nadleśnictwa. Policja zarejestrowała zeznanie Pani Anny. Kontrolowali czy aby nie jechała z niedozwoloną prędkością, oceniali długość hamowania, chcieli wiedzieć czy spostrzegła znaki ostrzegawcze. W tym wypadku to krótkie śledztwo, choć zgodne z procedurą, zdecydowanie było zbyteczne. Pani Anna jest tutejszym kierowcą. Zamieszkuje kilka kilometrów przed lasem , a do Chorwacji dojeżdża tą trasą codziennie od wielu lat. Znakomicie rozumiała, iż w tym miejscu wiele razy pojawiają się na drodze sarny i dziki, rzadziej lis lub kuna. W sposób naturalny uważa. Jak opowiadała właściwie nie raz przeszła jej sarna przed wozem, na szczęście nic absolutnie się nie zdarzyło do chwili obecnej.
Jeśliby doszło do wypadku kiedy auto poruszało się gwałtowniej niechybnie niezbędny byłby co najmniej hol, a prawdopodobnie laweta, a tak zakończyło się na wybitej szybie.
A właśnie – szyba. Pani Anna zmierzała do pracy. Już raczej była spóźniona, a pozostawienie samochodu przed firmą z rozbitą szybą nie było brane pod uwagę, również z powodu spodziewanej burzy. Rozmyślała czy przypadkiem nie wziąć urlopu lecz wreszcie podpowiedzieliśmy jej tymczasową naprawę. Z reguły w mobilnym serwisie posiadamy giętką, jednak odpowiednio grubą folię polipropylenową całkowicie przejrzystą. Zaklejenie tymczasowe okna po prawej stronie kierowcy materiałem zaciemniającym czy rozpraszającym widzialność nie może być brane pod uwagę. Takie uporanie się z kłopotem uniemożliwiłoby dalszą przejażdżkę. Prawe lusterko powinno być dostępne, tymczasem po dobrym zaklejeniu otworu okiennego na pierwszy rzut oka widoczna była wyłącznie zgnieciona i porysowana blacha na drzwiach.
Policja sprawdziła pojazd i zezwoliła odjechać Pani Annie. Oczywiście pod warunkiem wykonania szybkiej regeneracji zniszczeń. Klientka za wykonaną usługę mogła zapłacić kartą na miejscu, uspokojona i wdzięczna za uprzejmość , a także kompetentną usługę. W pomaganiu zdążyliśmy zdobyć praktykę, a choćby nasza usługa nie pociągała za sobą satysfakcjonującej premii to inwestujemy w nią serducho i jakość.
Niestety dokumentnie nie wiemy co działo się z sarną. Ufamy, że po odwiezieniu jej przez leśników do weterynaryjnej ostoi dzikich zwierząt doszła do siebie i dzisiaj znowuż biega po lesie niefrasobliwie przecinając drogę.
W samym centrum Chorwacji doszło do poważnej kraksy Autobusu z Nysą. Kto dzisiaj jeszcze jeździ Nysą?! Byliśmy pewni, że to chyba jest hobbista, pasjonat peerelowskich gadżetów wyjechał prywatnym kolekcjonerskim egzemplarzem i naturalnie coś tam zawiodło. Do wypadku wezwała nas policja z informacją, że trzeba wziąć na lawetę busa mianowicie ową Nysę.
Pojazd wjechało na skrzyżowaniu w bok autobusu. Nie było poszkodowanych. Ociupinę stłuczony był kierowca Nysy. Od razu dało się zauważyć, że jeżeli to kolekcjoner to nadzwyczaj poświęcony swojej pasji. Na plecach miał charakterystyczną kufajkę i starą flanelową koszulę. Na zadku wiekowe, szare robocze spodnie. Na nogach gumiaki takie z filcowymi cholewkami to znaczy gumofilce. Głowę zakrył nadzwyczaj gustownym, socrealistycznym naleśnikiem. Ideał. Tyle akurat, że nie kolekcjoner, a przeciętny, teraźniejszy rolnik co może cokolwiek był nie z tej ery, lecz na pewno nie z uwagi na efektowny gust. Nie doszło do tego zderzenia ze względu na naddatek promili bowiem był absolutnie trzeźwy. Podobno przykuł jego uwagę jakiś ruch z tyłu samochodu i wjechał na skrzyżowanie pomimo czerwonego światła.
W chwili gdy dojechaliśmy kierowca Nysy wciąż usprawiedliwiał się policjantom. Urządzono objazd, jednak i tak oczywiście utworzył się zator w różnych kierunkach. Oględziny akurat skończono, więc poproszono nas o sprawne zabranie busa, gdyż należy uwolnić autobus, który blokuje całe skrzyżowanie. Czas więc miał znaczenie, szczególnie, że nadchodziły godziny szczytu.
Bus czyli Nysa nie wepchnęła się bardzo w autobus. Wgniotła lekko bok, rozpadły się dwie szyby boczne i przednia z Nysy, która ogólnie była bardziej pokiereszowana. Wozy umiarkowanie musiały być zaczepione zderzakiem Nysy, dlatego odłączenie autobusu nie było kłopotem. Ustawiliśmy lawetę z planem jednoczesnego oddzielenia pojazdów z równoległym wciągnięciem Nysy po pomoście na pakę. Nagle zatrzymaliśmy akcję bowiem gdy jedynie przybliżyliśmy się do Busa coś wyraźnie w nim się poruszyło.
Trochę nas to przeraziło. Możliwe, że kierowca wiózł nielegalnych robotników gospodarskich. Nic nie powiedział ponieważ bał się konsekwencji, a w tym czasie oni, posiniaczeni w efekcie kolizji, umierali wewnątrz. Któryś z naszych nagle odblokował tylne drzwi…
W Nysie nie było żadnego rannego. Natomiast z wnętrza, wprost na jezdnię wyskoczyło całe mnóstwo wystraszonych prosiaków. Tu trzeba odblokować skrzyżowanie, ale ostatecznie takie wolno szalejące po Chorwacji warchlaki również sprawią nie małe poruszenie. Cwane potwory rozbiegły się w różne kierunki i lawirowały pomiędzy policjantami, nami i ciekawskimi, którzy także przyłączyli się do imprezy, zresztą z niemałą rozkoszą. Natychmiast widzieliśmy naszą lawetę w socjal mediach i owe setki memów z prosiaczkami w roli pierwszoplanowej. Na bystrego prosiaka jedynie pomoc drogowa! Trudno. Bywa.
Warchlaki na pace w busie były transportowane prawidłowo w metalowym, zamkniętym boksie, ale w czasie stłuczki zamek puścił i gdy zostały otworzone drzwi pojazdu przerażone stworzenia po prostu umknęły z miejsca pełnego niebezpieczeństwa. Wyciągnęliśmy ten boks i tu rozpoczęto gromadzić tam złapane prosiaczki. W tym czasie sprawnie wciągnęliśmy Nysę na lawetę i zjechaliśmy ze skrzyżowania.. Kierowca autobusu mimo widocznych efektów stłuczki mógł dotrzeć do bazy samodzielnie.
Mieliśmy na wyekwipowaniu lawety ogromną siatkę rozciągliwą do opinania ładunków na pace. Tego dnia przydała się wyjątkowo, w zupełnie odmiennym zastosowaniu. Z wielkim poświęceniem łapaczy wpędzaliśmy prosiaki w zaimprowizowaną z sieci pułapkę i czasem chociażby po 2 sztuki przenosiliśmy do kojca. Ciekawscy traktowali to jak doskonałą rozrywkę, ale naprawdę znaleźliśmy tylko 17 prosiaków. Trzy sztuki zaginęły. Zapewne za kilka tygodni będziemy oglądać w Internecie zdjęcia kogoś wędrującego po sercu Chorwacji ze świnią na smyczy. Prosiaki były bardzo ładne i każdy mógł się skusić.
Kierowca busa nie miał pretensji Widział z jakim poświęceniem wyłapywano warchlaki, choćby i mundurowi się nie oszczędzali. Korzystając z HDS wstawiliśmy boks na tył lawety. Opasaliśmy go taśmą, a dodatkowo sprężystą siatką towarową. Nie powinno się stworzeń transportować w ten sposób, ale to niezwykła sytuacja. Winowajcą tego zamieszania był farmer. Zapłacił wysoki mandat, odpisano mu punkty, a że nie wykupił asistance, ani żadnego szczególnego ubezpieczenia to ta akcja również go niemało kosztowała. Żal. Miły gość.
Cóż! Dobrze żeby wykupione ubezpieczenie nigdy nie było nam konieczne, jednak mądrze jest nim dysponować. Pomoc drogowa zawsze będzie do dyspozycji, w każdym momencie, z najwyższą jakością usługi, ale bez wątpienia jej praca musi kosztować.