Tania laweta Francja 24/7

Znamienne gruszki na wierzbie bądź uczciwa reklama?

Wcale nie zapowiadamy „gruszek na wierzbie”. 100% doskonałości to ideał do jakiego staramy się jedynie aspirować. Działając we Francji, w terenie o naprawdę dużym natężeniu ruchu, na miejsce zajścia w każdym przypadku możemy dojechać parę chwili później aniżeli sami byśmy przewidywali. Zdążyliśmy zdobyć tymczasem 100% ufność, że dysponujemy odpowiednim sprzętem. Wydobywając z dołu busa w razie konieczności skorzystamy z HDS. busy dostawcze i osobowe pewnie będą przewiezione na naszych wciąż weryfikowanych lawetach i autolawetach. Furgonetka, bus, wózki widłowe, niewielkie maszyny budowlane w dobrych rękach będą całkowicie bezpieczne. W zasadzie naszą pozytywną obsesją wspartą jakością jest bezwzględnie lawetowanie oraz holowanie.

Jakość naszych prac budowana jest przez jakość umiejętności naszych mechaników, naszego sprzętu i mobilnych serwisów. Pora w której bywa nam służyć pomocą nie ma wpływu na poziom usługi bowiem od początku zmierzamy do perfekcji. Nigdy oczywiście nie odpuszczamy. Jakość i dokładność to oczywiste reguły, które potrafimy zawsze zaproponować w dowolnym miejscu w regionie Francji, na autostradzie i na przedmieściach.

Nie ma wyjątku w Jakości oferowanych przez nas usług.

Jakość nie będzie efektem przypadku potrzebuje być wspierana doświadczeniem, fachową wiedzą, wydajnym zarządzaniem sprzętem oraz kadrami. Mechanik z doświadczeniem z mobilnym serwisem wykona zlecenie na szosie pod presją ciągłego ruchu tak samo skutecznie jak na prawdziwym pustkowiu. Spersonalizowane szkolenie i doświadczenie wyznaczają założenia doboru zawodowego kierowcy, jaki ma przystąpić do przerzutu autolawetą czy holowania przy użyciu holownika. Kadra na co dzień kształtuje jakość naszej 24 godzinnej oferty własną wiedzą i praktyką.

Jakość nie chcę sobie pozwolić na nudę z tego powodu Oni będą ją tworzyć cały czas. Godzina po godzinie będą budować jej energię. Stracić doskonałą markę jest łatwo. Jej odzyskanie potrafi kosztować lata pracy więc musi się wciąż zabiegać o jakość. Krokiem w kierunku jej zachowania jest gwarancja z jaką funkcjonujemy. Możliwe, że raz na jakiś czas powinno się poszperać w archiwach. Szukając w archiwach można się dowiedzieć ile zrobiliśmy błędów. To nie komfortowe, ale również sprawia że na swoich błędach się uczymy. Jednak szczególnie cieszą miłe słowa za zwykłe, wręcz standardowe usługi bo potwierdzają fakt naszego poważnego nastawienia do dowolnego zadania.

Przedziurawiona opona to oczywiście zwyczajna rzecz

Ekipa naszego mobilnego serwisu wielokrotnie wspomina panią Teresę z Warszawy. Bizneswoman z metropolii zawitała w rejon Francji by zerknąć na kolejny etap prac, które prowadziła jej spółka. Budowali most na małej strudze, lecz do zakończenia robót zostało wciąż trochę czasu i niestety teren wokół nowego mostu był bardzo zabrudzony – gruz, resztki zbrojenia itp. W samochodzie pani Teresy przebiła się opona. Drobiazg – wystarczy podmiana koła. Natychmiast znalazło się kilku chętnych do pomocy, tyle tylko, że pani Teresa nie miała w samochodzie zapasowego koła. Chwyciła dlatego za telefon i zadzwoniła do zaufanego zakładu, w którym od dawna bywała. Obiecali, iż dojadą jak najszybciej to znaczy… szacunkowo o północy. Pięć godzin czekania na placu budowy nocą, w pustym polu to w sumie nieprzekonująca optyka. Pomyszkowała w Internecie wypatrując odpowiedniej pomocy we Francji i zadzwoniła do nas. Nasza pomoc drogowa była na miejscu w kilkanaście minut. Mobilny serwis z wulkanizacją, oraz jak zwykle stosowne koło zapasowe z dojazdówką. W trzydzieści pięć minut od wezwania pani Teresa wyruszała do siebie całkiem bezpiecznym samochodem. Jak się potem dowiedzieliśmy ekipa z jej warsztatu nadal nie wyjechała – rzeczywiście zdarza się, że w wielkim Francji niełatwo w krótkim czasie zgromadzić pracowników w jedno miejsce.

Zostaliśmy zaproszeni na otwarcie mostu i oczywiście świetnie było usłyszeć panią Teresę podkreślającą że – Warto się rozglądać za profesjonalną, miejscową firmą. Można wówczas odnaleźć jakość, jaka umożliwia satysfakcję. Ja ją, to pewne znalazłam tu we Francji.

Niby karambol, a tymczasem farsa

W samym centrum Francji doszło do poważnej kraksy Autobusu z Nysą. Kto dziś nadal jeździ Nysą?! Byliśmy przekonani, że to chyba jest hobbista, maniak peerelowskich gadżetów wyjechał takim kolekcjonerskim egzemplarzem i zwyczajnie coś tam zawiodło. Do tej kolizji wezwała nas policja z informacją, że musimy zabrać na lawetę busa to znaczy tamtą Nysę.

Pojazd wjechało na skrzyżowaniu w bok autobusu. Nieszczęścia udało się uniknąć. Nieco stłuczony był kierowca Nysy. Zaraz dało się zauważyć, że skoro to hobbista to nadzwyczaj poświęcony osobistej pasji. Na plecach miał idealną kufajkę i kraciastą flanelową koszulę. Na tyłku wiekowe, szare robocze spodnie. Na nogach kalosze takie z filcowymi cholewkami to znaczy gumofilce. Łepetynę zasłonił bardzo markowym, socrealistycznym beretem. Wzór. Tyle akurat, że nie zbieracz, a zwykły, dzisiejszy rolnik co chyba nieco był nie z tej epoki, lecz na pewno nie z powodu subtelnego smaku. Nie doszło do tego zderzenia ze względu na naddatek promili bo był kompletnie trzeźwy. Podobno zwrócił jego uwagę obcy dźwięk z tyłu pojazdu i wjechał na skrzyżowanie pomimo czerwonego światła.

Gdy nadjechaliśmy kierowca Nysy jeszcze legitymował się policjantom. Zorganizowano objazd, lecz i tak zbudował się korek w kilku miejscach Oględziny akurat zakończono, więc poproszono nas o szybkie odciągnięcie Nyski, gdyż trzeba oswobodzić autobus, który tarasuje całe skrzyżowanie. Czas więc miał znaczenie,szczególnie, że nadchodziła pora szczytu.

Bus lub Nysa nie wepchnęła się bardzo w autobus. Wgniotła trochę bok, poleciały dwie szyby boczne i przednia z Nysy, która generalnie raczej była bardziej pokiereszowana. Samochody subtelnie musiały być zaczepione zderzakiem Nysy, dlatego uwolnienie autobusu nie było kłopotem. Postawiliśmy lawetę z zamiarem równoległego rozłączenia pojazdów z jednoczesnym wciągnięciem Nysy po trapie na pakę. Nagle zatrzymaliśmy pracę bo kiedy ledwie zbliżyliśmy się do Nyski coś niewątpliwie w niej się poruszyło.

Nieco nas to przestraszyło. Może człowiek wiózł nielegalnych robotników rolnych. Nic nie powiedział ponieważ bał się konsekwencji, a tymczasem oni, poturbowani na skutek stłuczki, dogorywali w środku. Jeden z naszych zdecydowanie otworzył tylne drzwi…

W Nysie nie czekał żaden truposz. Ale z wnętrza, dokładnie na jezdnię wyskoczyło całe stado wystraszonych prosiaków. Tu trzeba odblokować skrzyżowanie, ale w zasadzie takie wolno biegające po Francji warchlaki również spowodują nie małe zakłócenie. Przewrotne potwory rozbiegły się we wszystkie kierunki i kręciły się pomiędzy policjantami, nami i gapiami, którzy również przyłączyli się do imprezy, skądinąd z ogromną frajdą. Szybko widzieliśmy naszą lawetę w socjal mediach i owe tysiące memów z prosiakami w roli pierwszoplanowej. Na szalonego prosiaka wyłącznie pomoc drogowa! Trudno. Stało się.

Prosiaki w Nysce były transportowane profesjonalnie w metalowym, osobnym kojcu, jednak w momencie stłuczki zamek odblokował się i jak otworzyliśmy drzwi samochodu spłoszone zwierzęta po prostu umknęły z miejsca pełnego niebezpieczeństwa. Wyciągnęliśmy ten boks i tu wszczęto przynosić odnalezione warchlaki. W tym czasie sprawnie wciągnęliśmy Nysę na lawetę i zjechaliśmy ze skrzyżowania.. Kierowca autobusu mimo zauważalnych efektów stłuczki mógł dojechać do bazy samodzielnie.

Zawsze mamy na wyposażeniu lawety ogromną sieć sprężystą do opinania bagaży na pace. Teraz przydała się nadzwyczaj, w zupełnie innym przeznaczeniu. Z ogromnym poświęceniem łapaczy naganialiśmy warchlaki w zaimprowizowaną z siatki zasadzkę i mogło się zdarzyć, że nawet po 2 sztuki odstawialiśmy do kojca. Gapie mieli wspaniałą zabawę, ale naprawdę znaleźliśmy jedynie 17 prosiaków. Trzy sztuki przepadły. Zapewne za kilka tygodni będziemy obserwować w necie zdjęcia kogoś spacerującego po centrum ze świnią na smyczy. Prosiaki były wyjątkowo ładne i ktoś mógł się skusić.

Kierowca busa nie nosił żalu. Obserwował z jakim poświęceniem wyłapywano warchlaki, nawet mundurowi się nie oszczędzali. Wykorzystując HDS postawiliśmy boks na końcu lawety. Opięliśmy go taśmą, a dodatkowo elastyczną siatką towarową. Nie powinno się zwierząt transportować w podobny sposób, ale to wyjątkowa sytuacja. Winnym całego zdarzenia był rolnik. Zapłacił duży mandat, utracił punkty, a że nie wykupił assistance, ani żadnego dodatkowego ubezpieczenia to ta operacja też go sporo kosztowała. Szkoda. Sympatyczny koleś.

Cóż! Dobrze żeby wykupione ubezpieczenie nigdy nie zdarzyło się być nam przydatne, jednak mądrze jest je mieć. pomoc drogowa zawsze jest gotowa do akcji, w każdym momencie, z najlepszą jakością usługi, ale bez wątpienia jej praca musi kosztować.